Modny jest ten tzw. wieku średniego. Gdy na swojej drodze trafiłem na Runmageddon i zacząłem zmagać się z ekstremalnymi trasami, jeszcze trochę brakowało mi do tego okresu.
2013 rok, lata Jezusowe... ponad 100kg na wyświetlaczu wagi. Były próby walki z rosnącą masą, ale NIBY stale brakowało czasu. Wymówki? Praca, praca, praca. Złe nieregularne odżywianie, wiele godzin dziennie przy fotelu stomatologicznym - 6 dni w tygodniu i tak od 9 lat. Z młodego, całkiem sprawnego faceta, zrobił się otyły starszy pan, który ledwie przekroczył trzydziestkę. Ubrania w rozmiarze XL stawały się za małe. Coraz trudniej było wejść na piętro, praca z jednej strony siedząca, a z drugiej bardzo wyczerpująca fizycznie, pacjenci na fotelu wymagają tego, by powyginać nad nimi kręgosłup. Mając zaledwie 33 lata odczuwałem coraz większy ból barków, nadgarstków, szyi. Z czasem mogło się to tylko pogorszyć. Pojawiła się więc decyzja - trzeba coś ze sobą zrobić.
Sobota, 14 września 2013 - wówczas rozpoczynam walkę, w której pomaga mi indywidualna trenerka Kamila. Dieta plus treningi 4 razy w tygodniu przynoszą kosmiczny efekt. Po 10 miesiącach 23kg w dół. Nie ma zadyszki. Ze starych ubrań zostały jedynie skarpetki.
Na początku było ciężko - kilka przysiadów i jedna nieprawidłowo wykonana pompka to był maks, bo serce waliło jak oszalałe. Ale bat nad głowa czynił cuda. Początkowo też ilość zaordynowanego jedzenia przekraczała moje zdolności przyswajania. Pojawiło się 5 zbilansowanych posiłków dziennie zamiast dotychczasowego szybkiego śniadania i bardzo późnej kolacji.
Rok od rozpoczęcia treningów indywidualnych na sali zacząłem truchtać po okolicy. Niewiele, 5-6 km jednorazowo to był maks. Bieganie od zawsze nie było dla mnie. Nawet gdy chodziłem do szkoły to była jakaś masakra. Aż nastała końcówka roku 2015 i info od znajomej Basi z Nowego Sącza o festiwalu biegowym w Krynicy i pytanie "może chcesz pojechać?". Odpowiedziałem, że to nie moja bajka. Klepanie asfaltu nie za bardzo mi się podoba, ale wskoczyć na coś, przeskoczyć, podrzucić... to już co innego. Basia oznajmiła, że może znajdę coś dla siebie i tak też było. Na tapecie pojawił się ówczesny FUNmageddon (obecne Intro).
Szybka decyzja, namawiam kilku znajomych, zabieram rodzinkę i 12 września 2015 roku jedziemy 160km do Krynicy, by pobiec 3km w dół ze szczytu Jaworzyny Krynickiej. Na górę zabiera nas kolejka gondolowa. Z perspektywy czasu stwierdzam, że dobrze, że mój pierwszy start był z góry, bo w odwrotnym kierunku mógł bym tego nie przeżyć. Do tej pory podbiegi to moja pięta Achillesa.
Na mecie pojawialiśmy się zziajani, brudni ale szczęśliwi :) To był złoty strzał pt. "PODOBA MI SIĘ". 35-letniemu poważnemu Panu spodobało się bieganie po błocie i przeskakiwanie przez drewniane ścianki, wdrapywanie się na stóg siana i wskakiwanie do lodowatej wody. Po przyjeździe do domu złapałem komputer i w pierwszej kolejności sprawdziłem, gdzie mogę pobiec na następnym evencie.
I jest! Myślenice za 2 tygodnie, a Classic to już porządny dystans. Endorfiny sięgały zenitu, znowu namówiłem znajomych. Udało się - Górski Classic zaliczony. Myślenickie podbiegi były mordercze, ale zbieg strumieniem po śliskich kamieniach rekompensują zmęczenie łydek na granicy skurczu.
Gdzie następny bieg? Poznań, daleko ale co tam. 7 listopada 2015 wsiadam w samochód o 3 w nocy i jadę z "sekundantem" Matim na poznański Hipodrom. Biegnę Rekruta bez towarzystwa znajomych. Ale nie, nie jestem sam, tutaj wszyscy lecą razem. Wszyscy sobie pomagają. Mati robi fotki, a ja brnę w końskim łajnie do przodu po kolejny medal. Tego dnia wracam do domu. 900km samochodem i 6km trasy. Adrenalina nie pozwala zasnąć. Sezon 2015 to 3 biegi dające łącznie 3 punkty w klasyfikacja ogólnej RMG. Niezły początek przygody.
Sezon 2016 rozpocząłem dopiero od kwietnia (z obawy przed zimą- niepotrzebnie). Ekipy biegowe z którymi startowałem zmieniały się, ale żaden Event mnie nie zawiódł. Drobne kontuzje, coraz większe doświadczenie jak się ubrać, jak pokonać dany rodzaj przeszkody, jak rozkładać siły podczas biegu. Ostatecznie 2016 zakończyłem z bilansem 6 biegów RMG, 17 punktów w klasyfikacji i jednym Weteranem na koncie zdobytym po pokonaniu Hardcora na Pustyni Błędowskiej.
Sezon 2017 nie przestraszył mnie już mrozem i śniegiem. Zacząłem go, wraz ze znajomym Piotrkiem, styczniowym warszawskim Rekrutem. 2017 rok to był szał, 11 biegów, podwójny Weteran i łączna ilość 26 punktów w klasyfikacji.
Ale prawdziwe apogeum nadeszło w 2018 roku. Łącznie 14 biegów, potrójny Weteran i 36 punktów w klasyfikacji. Podczas tych zmagań spotkałem wiele osób z którymi utrzymujemy kontakt do dziś starając się umawiać na wspólne starty. Jackob, Zosia, Magdaleny x2, Hanna, Monika, Sylwia, Mati, Przemo i inni których mogłem tutaj pominąć (za co przepraszam!). Końcówka 2018 to Finał Ligi w Siedlcach i zakup pakietu oktan na następny sezon.
Niestety 2019 był dziwnym rokiem, ze względów zawodowych i ciążącej na mnie odpowiedzialności postanowiłem zrezygnować czasowo ze startów w Runmageddonie. To był trudny okres, ale perspektywa kolejnego sezonu dawała motywację do dalszych treningów. Nie próżnowałem jednak całkowicie, wykorzystałem ten okres na dopracowanie swoich technik treningowych i zrobiłem Kurs Trenera Personalnego. Jak tylko pojawiła się możliwość zakupu kolejnego Oktanu, od razu to zrobiłem.
Sezon 2020 wiązał się z wieloma nadziejami, rocznicami i okrągłymi liczbami. W styczniu udało mi się wspomóc Wielka Orkiestrę Świątecznej Pomocy wygrywając aukcje charytatywna RMG, dzięki której podczas jednego z eventów będę członkiem ekipy Runmageddonu i wraz z Nimi będę uczestniczył w tworzeniu trasy. Biegowo od razu zacząłem z grubej rury Warszawskim Hardcorem – to był dokładnie 35 start w RMG. Plan był taki, żeby przechodząc do kategorii Masters, na 40 urodziny zrobić 40 Runmageddonów…
Niestety nastąpiło coś czego nikt chyba się nie spodziewał. Pandemia Covid-19 pokrzyżowała plany całego świata, więc własne 40 urodziny zamiast spędzić na weekendowych zmaganiach we Wrocławiu, trzeba było przesiedzieć w domu. Mimo wszystko liczę na to, że szybko wrócimy do normalności, we wszystkich dziedzinach naszego życia, a brać runmageddonowa powróci na błotne trasy.
Czy Runmageddon był dla mnie objawem kryzysu wieku średniego? Może niektórzy tak myślą patrząc na mnie. Ja jednak myślę, że to lepsze niż popaść w pracoholizm, alkoholizm, narkotyki, zdradę swoich bliskich czy szybką jazdę motocyklem.
Choć Runmageddon to sport ekstremalny, dający zastrzyk endorfin to pozwala wrócić bezpiecznie, szczęśliwie do rodziny. Adrenalina, której dostarcza pozwala na późniejsze skupienie się na domu, pracy, na poświęcenie się innym, ważnym sprawom. Pokonanie swoich słabości w taki sposób daje olbrzymią satysfakcję i siłę na kolejne dni.
Runmageddon to marka, firma, ale to przede wszystkim ludzie organizujący ten bieg i ludzie w tych biegach uczestniczący. RMG to stan umysłu i ciała
DO ZOBACZENIA JAK NAJSZYBCIEJ NA TRASIE!!!
Piotr Błasiński - Stomatolog