...czyli jak nie zwariować
Zbliża się już pierwsza w nocy, a ja dalej nie mogę zasnąć. Zamiast zwalniać, moje tętno stale rośnie, a ja w myślach stoję przy linii startu.
Jest zimno, krótki rękawek i drewniana belka zarzucona na bark. Kilka zbitych piątek z przyjaciółmi, by za chwilę odliczanie przerwało legendarny utwór AC/DC i ruszyli…
Mocno wyczerpany, łapię linę „Indiany XXL”, żeby po chwili zanurkować całemu w wodzie. Jak tu głęboko, jak dobrze było się schłodzić. Te kilka sekund w wodzie trwa całą wieczność, miliony myśli spotyka się w jednej – jak ja kocham ten sport!
Mogłeś wybrać szachy, golfa, czytanie kryminałów, ale ty wybrałeś biegi z przeszkodami.
Ten wybór oznacza, że ten sport daje Ci coś, czego nie odnalazłeś/ odnalazłaś w innych hobby. Choć każdy z nas jest inny, to spotykamy się na polu wspólnych pasji. Potrzebujemy ich, bo dają nam balans, oderwanie, pobudzenie, pozwalają lepiej poznać siebie. Ubarwiają monotonnie życia, określając często, kim naprawdę jesteśmy. Pasje, będąc tym, co świadomie wybieramy, są zwierciadłem naszej prawdziwej duszy.
Ciężko sobie wyobrazić życie bez czasu wolnego, treningów, spotkań z przyjaciółmi, poznawaniem nowych osób. Jak za pstryknięciem palców marvelowskiego Thanosa, po dwóch tygodniach pandemii zdążyliśmy się już pogodzić z tym, że przez jakiś czas nic nie będzie już takie samo.
Wirus odbierając nam możliwość startów i treningów, realizowania naszych pasji, uśpił tę cząstkę nas, która lubimy w siebie najbardziej. Choć zmieniły się okoliczności, nasze potrzeby wynikające z naszej natury pozostały takie same. Potrzeba silnego pobudzenia, nowych doświadczeń, zbliżania się do swoich granic, by raz po raz je przesuwać. Teraz siedząc zamkniętym w czterech ścianach zastanawiamy się jak…, jak możemy dostać to, co kochamy najbardziej?
Jak w każdej sytuacji stresowej przeszliśmy już z jednego etapu do drugiego, czyli z fazy alarmowej stresu, podczas której nerwowo szamotaliśmy się zastanawiając się, jak pogodzić się z tym narzuconą, niechcianą przez nas sytuacją pandemii do fazy adaptacji.
Pogodzeni z niebezpieczeństwem nauczyliśmy się radzić z emocjami i potrzebami. To co mamy, to możli-wość odreagowania ograniczeń i związanego z nimi stresu wysyłając w mediach społecznościowych nasze domowe treningi, wzajemne challenge, a przy okazji dzieląc się naszymi wywrotkami i niepowodzeniami. Ta możliwość jest bardzo ważna. Pozwala ona żyć tej części nas, którą zewnętrzne okoliczności odesłały do kąta. Przy zachowaniu największej możliwej ostrożności, możemy biegać w pojedynkę, możemy trenować w domu lub na świeżym powietrzu, wychodząc do lasu. Możemy też szukać sprawnościowych wyzwań także w domu. Warto wykorzystać te szanse. Warto stworzyć własne pomysły na wyzwania albo challengować się ze znajomymi choćby na wydarzeniu Runmageddonu „Pokaż siłę i charakter - wyzwania online z Runmageddon”.
Ta aktywność fizyczna, choć nieco odmienna od tej, którą do tej pory znaliśmy, jest niezwykle ważna. Wydłuża ona okres adaptacji, przystosowania się do obecnej sytuacji bez dodatkowego stresu. Pozwala zachować dobre samopoczucie oraz buduje poczucie sensu w drodze do wybranego celu i chroni nas przed fazą wyczerpania, w której czekają na nas: zmęczenie, rezygnacja, brak energii i wypalenie. Nie wiem jak Wy, ale jak nie zamierzam się poddać fazie zmęczenia i frustracji. Możemy znaleźć w tym całym bałaganie głęboką wartość. Kiedy długimi godzinami przewijamy na komputerze zdjęcia z przebytych biegów, czujemy to błoto we włosach, obdarcia na rękach i nogach, nadludzkie zmęczenie zbliżając się od mety. Widzimy przyjaciół, którzy podobnie jak my wybrali tę inną drogę, drogę poświęcenia i satysfakcji. Wiemy, że było warto.
Możemy mieć też pewność, że to wszystko wróci, więc trenujmy, przygotowujmy się do startu, a w końcu z pewnością spotkamy się na trasie.
Marcin Korulczyk, Runmageddończyk, doktor psychologii, autor bloga Życie na niby - prokrastynacja